NIK: 'E’ w żywności bez kontroli

Ponad 2 kg – tyle przeciętny konsument spożywa w ciągu roku dodatków do żywności oznaczonych różnego rodzaju 'E’. Produkty spożywcze nafaszerowane są np. konserwantami, przeciwutleniaczami, emulgatorami, czy wzmacniaczami smaku. Tymczasem brakuje właściwego nadzoru nad ich stosowaniem – alarmuje Najwyższa Izba Kontroli.

NIK wskazuje, że w Polsce, podobnie jak w innych krajach rozwiniętych, ok. 70 proc. diety przeciętnego Kowalskiego stanowi żywność przetworzona w warunkach przemysłowych, zawierająca substancje dodatkowe. Oznacza to, że w jednym dniu można przyswoić nawet 85 różnych 'E’.

Aktualnie dopuszczonych do stosowania w żywności jest ponad 330 dodatków, które w produktach spożywczych mogą pełnić 27 różnych funkcji technologicznych. Są to m.in. konserwanty, barwniki, wzmacniacze smaku, przeciwutleniacze, emulgatory, czy stabilizatory.

Jednocześnie niewiele jest produktów, do których nie wolno stosować dodatków. Są to m.in. żywność nieprzetworzona, miód, masło, mleko pasteryzowane i sterylizowane, naturalna woda mineralna, kawa, herbata liściasta.

Izba alarmuje, że system nadzoru nad stosowaniem dodatków nie gwarantuje pełnego bezpieczeństwa żywności. „Prowadzone przez skontrolowane inspekcje (Inspekcje Sanitarne, Inspekcję Handlową i Inspektorat Jakości Handlowej Artykułów Rolno – Spożywczych) badania laboratoryjne próbek żywności ograniczały się do wybranych substancji dodatkowych, głównie z grupy substancji konserwujących i barwników. Żadna z Inspekcji nie analizowała zawartości wszystkich dodatków obecnych w danej próbce żywności. Zwykle wskazywano do badań jedną substancję dodatkową i analizowano ją pod kątem ustalonego dla niej limitu w danym produkcie. Inne dodatki obecne w tym produkcie w ogóle nie były weryfikowane” – wyjaśnia NIK.

Zaznacza również, że mimo, iż żywność nafaszerowana jest substancjami dodatkowymi, to organy odpowiedzialne za jej bezpieczeństwo oraz zdrowie publiczne dotychczas nie monitorowały, ani nie oceniały ryzyka związanego z kumulacją wielu dodatków w produktach spożywczych jak również interakcji z innymi składnikami diety, czy też np. lekami.

Zauważa przy tym, że Główny Inspektor Sanitarny, który nadzoruje jakość zdrowotną żywności „nie wdrażał i nie inicjował działań, które miałyby potwierdzić lub zaprzeczyć, że istnieje ryzyko związane z używaniem substancji dodatkowych”.

„Nie angażował do tych celów także Rady Sanitarno-Epidemiologicznej, w składzie której znajdowali się pracownicy naukowi zajmujący się zagadnieniami bezpieczeństwa żywności, w tym problematyką dodatków do żywności” – dodano.

W raporcie czytamy, że dostępnych jest coraz więcej dowodów i publikacji, które wskazują na szkodliwość niektórych dodatków do żywności. W zleconej przez NIK ekspertyzie wśród dodatków, które mogą wywoływać alergie wymieniono barwniki spożywcze, szczególnie syntetyczne oraz konserwanty z grupy siarczynów.
Także niektóre barwniki, mogą powodować groźny dla życia wstrząs anafilaktyczny. Barwniki te są często używane w wędlinach, napojach, sałatkach. Są one szczególnie niebezpieczne dla dzieci oraz osób uczulonych na salicylany.Jako dodatki o wysokim potencjale pronowotworowym wymieniono niektóre konserwanty.

W zleconej przez NIK ekspertyzie stwierdzono ponadto narażenie na rakotwórcze N-nitrozoaminy, które powstają m.in. podczas termicznej obróbki żywności zawierającej te substancje, czyli np. podczas podgrzewania kiełbas. Ponadto mogą one być niebezpieczne dla kobiet w ciąży.

Zdaniem NIK brakuje również jednego organu odpowiedzialnego za nadzór nad rynkiem dodatków do żywności. „Problemem jest rozproszenie kompetencji poszczególnych inspekcji. Utrudnia to eliminację wprowadzania na rynek produktów spożywczych, które nie spełniają normy w zakresie stosowania substancji dodatkowych” – wskazano.

A co na to Główna Inspekcja Sanitarna? „Raport NIK podkreśla brak kontroli w zakresie synergistycznego działania substancji dodatkowych i ich interakcji, pomimo iż brak jest takich wymagań dla urzędowej kontroli żywności. Tego typu dane są analizowane przez Europejski Urząd ds. Bezpieczeństwa Żywności na etapie dopuszczania substancji dodatkowych do stosowania w żywności. Substancje dodatkowe, które w opinii Urzędu mogą być szkodliwe dla zdrowia konsumenta, nie są dopuszczone do żywności na terenie UE” – czytamy w stanowisku GIS.