Według szacunków NFZ na depresję choruje w Polsce obecnie 1,2 mln osób, a na otyłość aż 8 mln (i to tylko wśród dorosłych, dane z badań przeprowadzonych w latach 2029-2020 na zlecenie Instytutu Żywności i Żywienia). To nie przypadek, że te dwie choroby łączą tak alarmujące liczby. Depresja i otyłość często współwystępują i należą do chorób, które są wyjątkowo egalitarne: mogą dotknąć każdego z nas, w dowolnym momencie życia, bez względu na wiek i płeć. Niestety obydwie bywają również śmiertelne.
Zależności łączące depresję i otyłość tkwią w biologii i… naszej cywilizacji, bo do powstawania otyłości i depresji prowadzą podobne mechanizmy. Obydwie zaliczane są do chorób cywilizacyjnych, co znaczy, że ich etiologia jest ściśle powiązana z gwałtownie zachodzącymi przemianami społecznymi, technologicznymi i środowiskowymi, na które jako populacja jesteśmy wystawieni. Ale punktów stycznych w genezie i rozwoju obu chorób jest więcej.
„Badania dowodzą, że otyłość i depresję łączą podobne biologiczne mechanizmy: w przypadku obu zachodzą między innymi zaburzenia czynności osi podwzgórze – przysadka – nadnercza, czyli układu hormonalnego, który jest naszym „centrum reagowania na stres”. W przypadku obu chorób zachodzą nieprawidłowości ośrodkowego przekaźnictwa serotoninergicznego, noradrenergicznego i dopaminergicznego. Otyłość oraz depresję łączą również wzorce współwystępowania z innymi schorzeniami: zaburzeniami jedzenia (np. bulimią), czy pewnymi grupami chorób somatycznych. U osób zmagających się jednocześnie z otyłością i depresją często obserwuje się chorobę niedokrwienną serca, nadciśnienie tętnicze i cukrzycę typu 2. Do mojego gabinetu niejednokrotnie trafiają pacjenci, którzy czują potrzebę konsultacji w sprawach pozornie niezwiązanych z masą ciała, a potem w procesie terapii okazuje się, że sedno tkwi właśnie w psychicznych i somatycznych powikłaniach otyłości” – komentuje Adrianna Sobol, psycholożka i ekspertka kampanii społecznej „Porozmawiajmy szczerze o otyłości”.
Depresja i otyłość mają tendencję do wzajemnego napędzania się. Podstawą do właściwego leczenia zawsze powinno być zbadanie indywidualnego wzorca współistnienia tych chorób u danej osoby.
„Kiedy z wywiadu wynika, że u chorego jako pierwsza pojawiła się depresja, to sięganie po wysokoenergetyczne posiłki często okazuje formą reakcji na obniżony nastrój. U części pacjentów otyłość to z kolei skutek uboczny stosowania koniecznych w depresji leków: np. trójcyklicznych leków przeciwdepresyjnych i inhibitorów MAO. Natomiast gdy wywiad wskazuje, że to otyłość wystąpiła jako pierwsza, to widać, jak ryzyko rozwoju depresji rosło wprost proporcjonalnie do tego, jak spadało u pacjenta poczucie własnej wartości. Z czasem wyobcowanie i bezsilność, których doświadczał w związku z wyglądem swojego ciała, przenosiły się także na inne sfery życia: zawodową, rodzinną, odbierały sprawczość, powodowały wycofanie. Gdy dołożymy do tego dodatkowy katalizator, jakim jest społeczna agresja i stygmatyzacja, ryzyko depresji jest już ogromne” – dodaje Sobol.
Przyglądając się współistnieniu tych chorób, warto wspomnieć też o zjawisku tzw. depresji otyłościozależnej.
„To depresja silnie uwarunkowana doświadczeniem otyłości i niejako z nią „sprzężona”. Obserwujemy na przykład osoby, które w procesie leczenia zmniejszają masę ciała i wraz z tym, zmniejsza się u nich nasilenie objawów depresyjnych. To tylko dowód na to, że człowiek jest całością i tak powinien być leczony. Wszystkie zaburzenia – odżywiania, nastroju i gospodarki metabolicznej się ze sobą wiążą. Dlatego w takich przypadkach niezmiernie ważna jest opieka całych zespołów terapeutycznych: lekarza, psychoterapeuty, psychiatry, dietetyka, a często również fizjoterapeuty” – podsumowuje Adrianna Sobol.
Skuteczne leczenie depresji zapobiega pogłębianiu się otyłości – i odwrotnie.