Z dr n. med. Pawłem Salwą, twórcą i dyrektorem Polskiego Centrum Urologii Robotycznej w Szpitalu Medicover w Warszawie, wieloletnim ordynatorem (niem. Oberarzt) w PZNW Gronau, Niemcy, jednym z największych ośrodków urologii robotycznej w Europie, rozmawiała Agnieszka Katrynicz
Jak wygląda leczenie raka prostaty w Polsce? Czy zrefundowanie prostatektomii za pomocą robota poprawiło sytuację?
Z pewnością zwiększyła się świadomość pacjentów, że taka metoda w ogóle istnieje. Kiedy zaczynałem operować robotem w 2012 roku, byłem pionierem, w Polsce praktycznie robotyki nie było, a gdy wróciłem do Polski w 2018 roku, w Polsce były bodaj 3 roboty a Szpital Medicover był jedynym, który moimi rękoma wykonywał duże ilości tych operacji. Dzisiaj jest ponad 50 ośrodków posiadających robota a problemem stali się doświadczeni operatorzy.
To dużo? Mało?
Dla mnie ważniejsza jest jakość leczenia jaką oferują, a z tym bywa różnie. Wbrew pozorom prostatektomia jest skomplikowanym zabiegiem i żeby go dobrze przeprowadzić to trzeba mieć doświadczenie 500-1000 zabiegów. Ja osobiście i w całości wykonałem ponad 2 tys. prostatektomii da Vinci i to jest najwięcej w Polsce. Według informacji dostępnych publicznie średnio inne ośrodki przeprowadzają około 100 operacji rocznie. To niewiele i oznacza, że zanim lekarze dojdą do wprawy to minie kilka lat.
Dobrze przeprowadzona prostatektomia to znaczy co?
Specjalizuję się w raku prostaty. Dobrze przeprowadzona operacja w tym zakresie musi spełniać trzy warunki. Pierwszy i najważniejszy to ten onkologiczny – musimy wyciąć skutecznie raka. Im dokładniej usuniemy nowotwór tym pacjent ma lepsze szanse na wyleczenie, to zrozumiałe. Po drugie dbamy o zminimalizowanie skutków ubocznych, przede wszystkim o to by pacjent nie miał problemów z nietrzymaniem moczu. To jest rzecz nieodwracalna. Jeżeli podczas operacji usuniemy tzw. zwieracze to tego nie da się odtworzyć, a pacjent już do końca życia będzie miał problem. Dlatego zawsze namawiam pacjentów na to, by wprost pytali lekarzy o to jakie mają doświadczenie w wykonywaniu tej operacji, ile takich zabiegów do tej pory wykonali, bo każda odpowiedź to odpowiedź. Nawet jeśli lekarz powie, że to tajemnica to już jest informacja. Dla mnie – że trzeba zmienić lekarza. Na szczęście jak mówiłem w Polsce jest 50 ośrodków, więc jest z czego wybierać. Trzecim warunkiem jest zachowanie możliwości osiągnięcia erekcji, co dla każdego mężczyzny jest bardzo istotne.
A pacjenci chętnie poddają się operacji robotycznej? Jest wielu chętnych?
Niestety tak. Niestety, bo coraz więcej osób choruje. Operacja robotem przez doświadczonego operatora jest złotym standardem w leczeniu raka prostaty.
Chirurgia robotyczna to w ogóle przyszłość chirurgii. Myślę, że to się będzie rozwijać w tym kierunku, chociaż z pewnością nie każdy rodzaj operacji da się za pomocą robota przeprowadzić. I nie każdy będzie miał sens, bo trzeba pamiętać, że to droga procedura i nie we wszystkich wskazaniach będzie ona uzasadniona. Warto też podkreślić, że nie każdy ośrodek musi mieć robota.
Nadal są placówki, chociażby warszawskie Centrum Onkologii, gdzie operuje się za pomocą skalpela…
Wszystko sprowadza się do doświadczenia operatorów. Ważny jest efekt skali – zakup robota zwraca się jeśli ośrodek wykonuje ok. 300-400 operacji rocznie. Jeśli dany ośrodek tyle nie wykonuje to generuje stratę a na dłuższą metę to problem, bo nie da się w nieskończoność utrzymywać nierentownych oddziałów. Często powtarzam – nie powielajmy błędu Niemiec, gdzie zakupiono ponad 200 robotów chirurgicznych, a tak naprawdę dobrych ośrodków jest tam 3. I od lat sytuacja się nie zmienia. W Polsce brakuje koordynacji tych zakupów, jeden szpital dostanie pieniądze od marszałka, inny od NCBiR , inny od Ministerstwa itp., a potem ten sprzęt albo stoi i się kurzy, albo jest wykorzystywany suboptymalnie. Wysyp robotów uderzy w ośrodki, które będą chciały się rozwijać, bo nastąpi rozproszenie pacjentów. Robotyka została wymyślona tak, by tworzyć tzw. high volume center. I my to zrobiliśmy, szkoda, że NFZ nie chce skorzystać z naszego, największego w kraju, doświadczenia i pozwolić pacjentom „enefzetowym” leczyć się na tak wysokim poziomie.
Przecież Pan nie operuje „na NFZ”.
Właśnie o tym mówię. Wielokrotnie próbowaliśmy rozmawiać z płatnikiem, ale sytuacja finansowa NFZ nie jest najlepsza i trudno być tutaj optymistą. A przecież dobrze wykonana operacja to de facto oszczędność. Weźmy pod uwagę ile pieniędzy i jakości życia zaoszczędza pacjent i system jeśli unikniemy nietrzymania moczu? Sam koszt pieluch w skali kilku lat to koszt porównywalny z kosztem operacji robotycznej, a to przykład pierwszy z brzegu.
Muszę zapytać o pacjentów. Skoro decydują się leczyć za prywatne pieniądze to widać, że do gabinetu trafiają coraz bardziej wyedukowani i świadomi pacjenci?
Tak, ale niestety my mężczyźni często lekceważymy nawet oczywiste objawy. Niemalże standardem jest to, że w gabinecie lekarza zjawiamy się dopiero gdy zainterweniuje nasza partnerka. Kobiety są bardziej świadome swojego zdrowia, a wielu panów wciąż się boi. Ciągle pokutuje np. mit, że urolog musi badać per rectum, gdy tymczasem ja proszę o wykonanie rezonansu, bo to znacznie dokładniejsze badanie, i wizyta u mnie wygląda tak, że rozmawiam z pacjentem pokazując mu „obrazki” z rezonansu i tłumacząc jak u tego konkretnego pacjenta mam zamiar przeprowadzić operację, aby uzyskać jak najlepszy rezultat.
A jak wygląda profilaktyka? W przypadku raka gruczołu krokowego wydaje się ona prosta…
Podstawa to co roku wykonywać badanie PSA. Niestety wielu mężczyzn tego nie robi. A to błąd, bo koszt jest niewielki – kosztuje to ok. 30 zł. Nie ma wieku od którego bym zalecał rozpoczęcie jego wykonywania. Ja swoim pacjentom powtarzam, że przy każdej okazji kiedy mają pobieraną krew niech się upomną i o to badanie. Zachorować można w każdym wieku, a liczba zachorowań nowotworowych rośnie.
Rak gruczołu krokowego to w statystykach światowych pierwszy lub drugi co do częstości występowania nowotwór złośliwy i piąta najczęstsza przyczyna zgonów z powodu raka wśród mężczyzn . Co roku rozpoznanie raka prostaty słyszy około 18-20 tys. Polaków, a około 6 tys. z powodu tej choroby umiera.