„Nie zgadzamy się na bylejakość w ochronie zdrowia, chcemy, żeby lekarz, który leczy polskiego pacjenta był lekarzem dobrze wykształconym, niewypalonym i pracującym w dobrze dofinansowanym systemie” – mówił Sebastian Goncerz, przewodniczący Porozumienia Rezydentów Ogólnopolskiego Związku Zawodowego Lekarzy (OZZL) podczas protestu przed gmachem Ministerstwa Zdrowia.
Celem tej demonstracji było zwrócenie uwagi na obniżanie jakości w praktycznie każdym aspekcie systemu opieki zdrowotnej – od kształcenia poprzez otwieranie wydziałów lekarskich na uczelniach nieakademickich, przez warunki pracy, czyli biurokrację i braki norm zatrudnienia, do niedofinansowania i nieadekwatnych nakładów na ochronę zdrowia.
Jej uczestnicy podkreślali, że apelują już do nowych władz (tych, które zostaną wybrane w wyborach za dwa tygodnie). Główny postulat – aby kwestie związane z opieką zdrowotną stały się wreszcie priorytetem dla polityków. Nie tylko w deklaracjach. „Nieważne kto będzie zasiadał w parlamencie – my oczekujemy realnych zmian, a nie czczych obietnic. Oczekujemy szacunku, dialogu i zadbania o zdrowie polskiego pacjenta – napisało Porozumienie Rezydentów OZZL w liście.
„Decydencie pomyśl o pacjencie, dosyć degradacji kształcenia, lekarz to nie puszka coca-coli, nie da się go wyprodukować” – z takimi hasłami zjawili się (głównie) młodzi lekarze oraz studenci medycyny przed gmachem MZ.
Warto podkreślić, że to pierwszy protest lekarski w którym nie chodzi o podwyżki płac, ale – o „ochronę zdrowia pacjentów”.
Kolejną sprawą wartą podkreślenia jest fakt, że samorząd lekarski popiera te postulaty, a prezes Naczelnej Rady Lekarskiej Łukasz Jankowski brał w nim udział. „Nie chcemy żeby prawie uczelnie kształciły prawie lekarzy, którzy prawie będą leczyć” – wyjaśnia Jankowski.
Zdaniem Naczelnej Rady Lekarskiej nowo otwierane wydziały lekarskie, jak np. na uczelni o. Rydzyka nie dają gwarancji utrzymania należytego poziomu wykształcenia przyszłych kadr lekarskich.