Na dwór Ludwika przyszła rewolucja. Na tym balu zagościło kilku nowych przywódców nowego świata

anna gołębicka, ekonomistka, strateg i wykładowca
SEG 2025

Nasz system ochrony zdrowia przypomina film „Mulholland Drive” – jest zagmatwany, zbudowany z wielu epizodów, które tylko pozornie się łączą, a rozwiązania nie zna nawet reżyser – mówi Anna Gołębicka* w rozmowie z Agnieszką Katrynicz

Jest Pani ekonomistką, więc zacznę od pytania o stan finansów NFZ. Tu podają różne liczby i dane, a ja chciałabym wiedzieć jak źle naprawdę jest? Wróciliśmy dzisiaj do stanu, że lepiej nie chorować pod koniec roku, bo szpitale nie chcą przyjmować pacjentów.
Nasz system ochrony zdrowia przypomina film „Mulholland Drive” – jest zagmatwany, zbudowany z wielu epizodów, które tylko pozornie się łączą, a rozwiązania nie zna nawet reżyser.

Mówienie o dosypywaniu pieniędzy, zastąpiło nam dyskurs na temat wizji i strategii, której ewidentnie ciągle nie ma.

W 2011 roku Niemcy miały znacznie większe problemy finansowe w ochronie zdrowia niż my. Wielu kasom chorych groziło bankructwo. Przeforsowano zwiększenie składki, dolano pieniędzy i …od 2025 roku będzie realizowana nowa reforma szpitalnictwa, bo samo dosypanie nie zadziałało. System płacenia za zabieg zawiódł, a ponad 10 procent PKB dobrostanu nie uczyniło. Jesteśmy aktualnie na niemieckiej ścieżce tylko, że w 2011roku, a gdyby tak od razu przejść do 2025. Problemy w szpitalnictwie jakie mamy są bardzo podobne. Niemieckie spojrzenie bardzo sensowne i na poziomie szerokiej definicji problemów i bardziej strategicznego spojrzenia.

Nie mówię, że mamy wystarczająco dużo pieniędzy, tylko mówię, że nie od pieniędzy trzeba zacząć tylko od zdefiniowania źródeł problemów, wizji całości i kompleksowych rozwiązań. Tu się powinno dbać o to, żeby pacjent się nie bał, że odeślą go do domu, bo się limit skończył.

Czeka nas reforma sieci szpitali. Już zaczęła się dyskusja czy to prywatyzacja czy urealnienie struktury oddziałów? MZ uważa, że szpitale dziś nie odpowiadają potrzebom zdrowotnym. Jak skłonić dyrektorów i właścicieli szpitali by zamiast chirurgii mieli np. geriatrię czy opiekę długoterminową?
Miała być wielka reforma, a jest reforma jednego segmentu przyjęta bez entuzjazmu nawet przez potencjalnie zainteresowanych, która zresztą wróciła do konsultacji, bo budziła wiele kontrowersji. Trudno z tego co jest zrozumieć konkretnie jak i dlaczego ma to zadziałać.

Aby szpitale chciały mieć opiekę długoterminową trzeba dobrze wycenić opiekę długoterminową i zagwarantować zabezpieczenie dla pacjentów w obszarze jakim lokalny szpital nie dysponuje przez na przykład most współpracy ze szpitalami wyższej referencyjności. Do tego wzmocnić transport i ratownictwo medyczne i będzie działać.

Samo Ministerstwo Zdrowia przyznaje, że w najlepszej kondycji są szpitale kliniczne czy wojskowe, a w najgorszej powiatowe – czy to nie oznacza, że szpital de facto jest w stanie się zbilansować tylko wtedy, gdy ma dodatkowe źródła wsparcia?
Wsparcie uczelniane nie jest zwykle wielkie, a bycie szpitalem klinicznym, to nie tylko atuty. Mix etatów szpitalnych i uczelnianych jest wyzwaniem, a leczenie i uczenie jest wymagające. Kluczem jest raczej fakt, bycia szpitalem wielospecjalistycznym. Taki szpital wykonuje wiele wysokospecjalistycznych lepiej wycenianych procedur i można lepiej nimi zarządzić.

Ministerstwo zapowiada także odwracanie piramidy świadczeń. A ja się zastanawiam czy mamy na czym ten system postawić. Moim zdaniem brakuje podstawy – dobrze zorganizowanej profilaktyki, edukacji zdrowotnej, itp. Pamiętajmy, że mamy całkiem sporą grupę Polaków, która nie jest w stanie wymienić nazwiska swojego lekarza rodzinnego. ba, niektórzy go wcale nie mają, bo się nigdzie nie zapisali…
Trzeba zacząć od tego, że mamy dwie Polski. Duże miasta, gdzie wiele funkcji dołu piramidy przejął działający na zasadzie abonamentów sektor prywatny. Małe miejscowości, gdzie lekarz rodzinny ma większe znaczenie. Jeśli Pani pyta, czy mamy na czym ten system postawić. Jakbyśmy chcieli to byśmy mieli, ale patrząc na los opieki koordynowanej to chyba nie chcemy. Do tego POZ jest tak wynagradzany, że bardziej się opłaca nie leczyć niż leczyć. Tylko, że kończy się to tak, że pacjent nie mogąc dostać się do specjalisty idzie na SOR i nie rzadko jest on już z zaawansowaną chorobą. Generuje to nie tylko większe koszty finansowe, ale i społeczne.

Czy w ogóle potrzebna jest reforma systemu czy wystarczą drobne zmiany? A może kluczowa jest zmiana myślenia?
Wszyscy mówią, że jedyna realna zmiana to ewolucja, chyba dlatego, że gotowane żaby nie zauważą zmiany, ale nawet do ewolucji potrzebna jest wizja całości z jasno określonymi rolami poszczególnych segmentów, którą obsługuje jeden kompleksowy działający system informatyczny łączący wszystkie poziomy, uszczelniający, gwarantujący transparentność i wygodę pacjentowi. Nie kłócę się czy to ma być jeden system czy wiele współpracujących, ale intencją są ujednolicone protokoły, zestandaryzowane profile danych medycznych zabezpieczone tak jak na przykład w Estonii. Jedna kolejka, dostępne dla lekarza dane o pacjencie, lekach, badaniach i wynikach. System podpowiadający, ułatwiający i przede wszystkim agregujący realne dane, bo my na razie takich danych nie mamy. Wychodzi nam, że cytologię robi stosunkowo mało kobiet, bo nie widzimy tych, które robią ją prywatnie. I tak jest ze wszystkim. My nawet nie mamy konkretu w temacie wynagrodzeń.

Nadal nie premiujemy tych placówek/dyrektorów/lekarzy, którzy leczą kompleksowo i koordynują leczenie. Oni właściwie wygrywają konkurs na frajera. Kiedy wreszcie zakończymy ten konkurs?
W ogóle ten system się stał dyrektoro-kozłoofiarny. Słyszymy o tym, że dyrektorzy odmawiają wizyt, że dyrektorzy nie płacą, dyrektorzy nie dają rady utrzymać płynności. A kadra naprawdę się bardzo profesjonalizuje. Jest raczej wyścig kto lepiej zarządzi. Mamy jednego czarnego konia z Pomorza, za którym wszyscy zaczęli biec i jak widać – można. To jest bardzo budujące.

A lekarze. Tu się zgadzam. Realia są takie, że jak doktor w placówce chce być dobry, to bierze za telefon i wydzwania. Szuka dla pacjenta łóżka, miejsca, konsultacji. Daje swój numer. Pacjent działa jak na wojnie, daj palec wezmę całą rękę. I ani się nie obejrzy mijają kolejne godziny. Pacjenci w kolejce się denerwują, a on jak bohater dramatu antycznego cokolwiek zrobi będzie źle. System premiuje dobrze wyceniane procedury i tych którzy je wykonują i to dobrze, bo unikalne umiejętności muszą być dobrze wycenione, ale druga prawda, to fakt, że medycyna to zespół.

W branży coraz częściej słychać głosy o współodpowiedzialności pacjenta. Czy to nie jest próba obwinienia chorych za niedostatki systemu zdrowia?
Przyglądałam się ostatnio takiemu idealnemu procesowi prowadzenia pacjentów w Narodowym Instytucie Kardiologii w Aninie. Pan profesor, zaprosił do osobnego pokoju (to też ważne, bo wiele takich rozmów ma miejsce na korytarzu albo na sali pełnej pacjentów). Poczekał na upoważnioną do informacji rodzinę, bo jak wiadomo przerażony pacjent nie wszystko czasem rozumie. Opowiedział co zbadano, jakie są możliwości, zapytał o zdanie pacjenta. Po akceptacji przez pacjenta rekomendowanego rozwiązania Instytut przystąpił do dalszego działania. Wszyscy wiedzą o co chodzi, pacjent czuje się pewnie, nie boi się, przygotowuje się do zabiegu, dba o siebie, inaczej się odżywia, wierzy w ten proces. Czy to coś więcej kosztowało system? Absolutnie nie, wręcz mniej, bo pacjent wie, nie wraca, nie pyta, nie szuka gdzie indziej. I o to chodzi we współodpowiedzialności. Nie można pacjenta czynić współodpowiedzialnym za to, że ma zaawansowany proces nowotworowy, bo czekał w kolejce wiele miesięcy.

Pierwszą rozmowę przeprowadziłam z Panią prawie rok temu (patrz: Gołębicka: Branża medyczna jest dworem Ludwika XVI. Debatujemy, obdzielany się nagrodami, a pacjent jak stał w kolejce tak stoi). Wtedy mówiła Pani, że branża medyczna jest dworem Ludwika XVI, że to objazdowy teatr kilku aktorów… Ten wywiad odbił się szerokim echem i wszyscy go komentowali. Czy coś się zmieniło przez ten rok?
Na dwór Ludwika przyszła rewolucja i dwór się chwilowo zdezorientował co nie znaczy, że nie ma już dworu. Parę głów spadło, parę zmieniło barwy, ale też kilku nowych przywódców nowego świata zagościło na tym balu i od razu widać, którzy to – bo mają mowę ciała jakby dotykał ich duch święty, który wraz z namaszczeniem przelał mądrość wszelaką. W wierze tej utwierdza ich wianuszek nowych fanów ich (lub ich nowej wizytówki). A, że z tego wysokiego konia ci nowi ważni widzą czasem jedynie jego podkowy to już inna sprawa.

A dwór jak dwór, zawsze się gdzieś w końcu odnajdzie.

* Ekonomistka. Strateg komunikacji i zarządzania. Komentatorka zjawisk ekonomicznych. Autorka wielu strategii idei i produktu.Od wielu lat jako doradca, strateg związana z branżą medyczną (OZZL, Porozumienie Rezydentów OZZL, OZZPF, KZZPML, Niezależny Zespół Ekspertów Continue Curatio, KIF, NIL, OIL Warszawa). Doradca instytucji ( Górnośląsko Zagłębiowska Metropolia, Muzeum Powstania Warszawskiego, Narodowy Instytut Dziedzictwa) i znanych marek (Gatta, Paged, Agata, Ochnik, Grena).

Autorka publikacji, wykładów i webinarów z dziedziny zjawisk społecznych i ekonomicznych, strategii i komunikacji. Autorka książki „Nie pokazuj szefowi”, felietonistka Polska The Times. Aktualnie Polityka Zdrowotna, Gazeta Lekarska. Wykładowczyni. Współpracuje jako ekspert z Centrum im. Adama Smitha.

Fot. Monika Szałek