Soszyński: tylko 20-30 proc. wizyt wymaga obecności pacjenta w gabinecie

„Nigdy się wcześniej nie mówiło tyle o telemedycynie. Upominamy się o jej szersze wprowadzenie od co najmniej 10 lat. Do tej pory największym hamulcem był brak refundacji porad tego typu. Niestety to co widzimy dzisiaj to efekt chwili. NFZ – jeśli się przyjrzymy jego stanowiskom – płaci dzisiaj za telemedycynę, ale płaci w sposób specjalny za każdą poradę telefoniczną” – podkreśla w rozmowie z ISBzdrowie dr n.med. Piotr Soszyński, Dyrektor ds. Strategicznego Doradztwa Medycznego Medicover, członek zarządu fundacji Telemedyczna Grupa Robocza.

Ministerstwo Zdrowia zaleca by z powodu epidemii COVID-19 – jeśli to tylko możliwe – wszelkie porady lekarskie, konsultacje czy rehabilitację przeprowadzać za pomocą narzędzi online. W ślad za tym idą kolejne rozporządzenia prezesa NFZ, który za takie e-porady zaczął płacić (do tej pory zakres ten był mocno ograniczony).

Pytany czy jednak nie jest to szansa, że w końcu ta dziedzina zostanie dostrzeżona, odpowiada nam: „to pytanie zadajemy sobie wszyscy. Na pewno świat po epidemii nie będzie już taki sam”.

„Z punktu widzenia makro – widać, że koszty opieki zdrowotnej rosną. Chociażby ze względu na starzenie się społeczeństwa, coraz nowocześniejszych technik. Jeśli do tego dołożymy braki kadr z którymi się borykamy, spojrzymy na to, że nakłady na ochronę zdrowia w Polsce są znacznie mniejsze niż w krajach ościennych to widać, że właściwie nie mamy wyjścia. Byłoby dużym błędem gdybyśmy nie wykorzystali szansy rozwoju telemedycyny jaką mamy dzisiaj” – wyjaśnia nam ekspert.

Jak dodaje „w Medicover rozwiązania telemedyczne są wdrażane od 15 lat, mimo to zmuszeni obecną sytuacją 'na szybko’ wprowadzamy pewne dodatkowe rozwiązania”.

Jego zdaniem dostosowanie całego modelu opieki zdrowotnej do rozwiązań telemedycznych wymaga uruchomienia narzędzi, których nadal nie mamy – powszechnego dostępu do elektronicznej dokumentacji medycznej, standaryzacji tejże, rejestrów medycznych, zabezpieczenia danych wrażliwych itp.

„Ta droga jest wciąż przed nami. Wykorzystanie potencjału telemedycyny należy mierzyć skalą jej zastosowania w publicznym systemie ochrony zdrowia. Aby to się powiodło, poza uwzględnieniem rozwiązań telemedycznych w systemie refundacji NFZ, należy rozpocząć szeroką edukację i otwartą komunikację ukierunkowaną na dobre zrozumienie przez pacjentów i personel medyczny tego, czym jest i jakie korzyści daje telemedycyna” – tłumaczy Soszyński.

Jedną z dwóch głównych barier dla rozwoju telemedycyny w Polsce jest właśnie niska świadomość pacjentów i specjalistów w tym zakresie (druga – to brak finansowania). Tymczasem z analiz Telemedycznej Grupy Roboczej wynika, że co najmniej 25 procent wizyt w opiece podstawowej mogłoby być realizowana za pomocą rozwiązań z zakresu e-zdrowia, jako że dotyczą one prostych problemów: sprawdzenia wyników badań, przedłużenia recepty lub wystawienia skierowania na badanie.

„Jest znacznie mniej specjalizacji medycznych, które wymagają tradycyjnej wizyty niż by się nam lekarzom wydawało. Wbrew pozorom jedynie około 20-30 proc. porad lekarskich wymaga badania fizykalnego, czyli obecności pacjenta w gabinecie. Doskonałym przykładem jest dermatologia – dziedzina w której wystarczy przesłać obraz i na jego podstawie lekarz w wielu przypadkach jest w stanie postawić diagnozę. Teledermatologia już rozwija się dynamicznie np. w Szwecji lub USA. To pokazuje, jak wiele można wykonać za pomocą 'e-narzędzi'” – wyjaśnia ISBzdrowie.

Na przeszkodzie stoją także przepisy prawne – np. pomimo potwierdzających interpretacji Ministerstwa Zdrowia nadal nie ma jednoznacznej interpretacji zapisu o tym czy po e-wizycie można wystawić zwolnienie lekarskie?