Z dr hab. n. med. Wojciechem Kukwą – otolaryngologiem, kierownikiem Oddziału Otolaryngologicznego w Szpitalu Czerniakowskim w Warszawie, kierownikiem Kliniki Otolaryngologii, Nowotworów Głowy i Szyi Warszawskiego Uniwersytetu Medycznego rozmawiała Agnieszka Katrynicz
Rocznie notuje się 11 tys. przypadków nowotworów głowy i szyi i w ciągu ostatnich 10 lat zanotowano wzrost zachorowań aż o 25 proc. To największa dynamika spośród wszystkich chorób nowotworowych – z czego to wynika?
Można spekulować, ale główną przyczyną jest infekcja HPV i wszystkie nowotwory HPV-zależne. Coraz częściej mamy do czynienia z młodymi osobami, niepijącymi i niepalącymi, które zgłaszają się do nas z guzem migdałka, czy guzem nasady języka i okazuje się, że są ciężko chore, mimo, że „nie pasują do obrazka” osoby chorej na nowotwór.
Do tego dochodzi też żywność która jest coraz gorszej jakości i jest coraz bardziej skażona, a z pewnością ma wpływ na nasze zdrowie. Jeśli do tego dodamy starzenie się społeczeństwa to – mimo, że przecież liczba osób palących znacząco spadła – zachorowania na nowotwory we wszystkich grupach rośnie.
Ale warto jeszcze raz podkreślić – rosnąca zachorowalność na nowotwory głowy i szyi to przede wszystkim „zasługa” HPV. W Stanach Zjednoczonych obserwujemy właśnie przetaczającą się falę zachorowań spowodowaną human papilloma virus. Jednocześnie zadziwiające, że wciąż wiele osób w ogóle nie wiąże wirusa brodawczaka ludzkiego z nowotworem np. języka.
No właśnie – nowotwory głowy i szyi wydają się wciąż „onkologiczną ziemią nieznaną”. Nawet w Narodowej Strategii Onkologicznej (NSO), jaki w ustawie o Krajowej Sieci Onkologicznej (KSO) jest o tym zaledwie kilka linijek.
Trudno żeby było inaczej. Co roku, od 10 lat, mamy tydzień poświęcony profilaktyce nowotworów głowy i szyi, i jest to jedyna inicjatywa ogólnopolska. Bardzo ważna, bo podczas tego tygodnia przyjmujemy i badamy pacjentów, ale przecież w ciągu tygodnia nie można przeprowadzić prawdziwych badań przesiewowych. Dlatego się nie dziwię, że nasi pacjenci bardzo często słysząc diagnozę są zaskoczeni…
Jak ja zawiadamiałam znajomych, a wielu z nich jest przecież zawodowo związanych z ochroną zdrowia, że mam nowotwór nosa to najczęstszą reakcją było pytanie „raka czego Ty masz”?
No właśnie o tym mówię! Nie zdajemy sobie sprawy, że można mieć nowotwór właściwie wszystkich organów ludzkiego ciała. Inną sprawą jest, że nowotwory nosa, tak jak i zatok należą do niezwykle rzadkich raków. Dlatego tak ważne jest szkolenie lekarzy stomatologów, którym ciągle powtarzam, że zarówno dentyści jak i laryngolodzy mają główne zadanie – całe swoje zawodowe życie prowadzić nieustanny screening nowotworowy. Pacjentowi, który się zgłasza np. z bolącym zębem, można przecież spokojnie i przy okazji obejrzeć śluzówki, język, wnętrze jamy ustnej, itp. Z kolei laryngolog przejmujący chorego z bólem ucha powinien zajrzeć mu również do gardła, czyli zbadać go kompleksowo. To da nam prawdziwy, rzetelny i prowadzony przez cały rok i to przez tysiące lekarzy w całym kraju screening. Tydzień Profilaktyki powinien mieć co najwyżej rolę edukacyjną, być takim wydarzeniem medialnym.
A czemu tak mało miejsca poświęcono tym nowotworom w dokumentach? Może wynikać to chociażby z rozległości tematu – nowotwory głowy i szyi to tak naprawdę taki „worek raków”. W tym worku są nowotwory jamy ustnej, wargi, krtani, gardła, migdałków, ślinianek, nosa, zatok… Jest ich kilkadziesiąt i każdy ma swoją specyfikę i sposób leczenia. To nie jest homogenna grupa. Trudno by było napisać dla każdej z nich plan.
Podobna sytuacja ma miejsce w nowotworach płuc – też już od dawna nie mówimy o jednym raku płuc, bo jest ich wiele rodzajów, a każdy inaczej się leczy…
Nowotwory płuc są najczęstszym rakiem na jakiego zachorowują Polacy, więc się o tym mówi. Poza tym pojawiają się nowe metody leczenia tego rodzaju raka. W nowotworach głowy i szyi nie ma aż takich zmian, wciąż podstawą leczenia jest chirurgia, a nie onkologia kliniczna. Poza tym są takie trochę wstydliwe i powodują duże okaleczenie pacjenta. Nie chcę porównywać rodzajów raka, bo każda choroba to stres i trauma dla pacjenta, ale tylko np. nowotwór krtani powoduje, że chory traci możliwość funkcjonowania w taki sam sposób jak dotychczas. Po usunięciu krtani traci się na jakiś czas możliwość mówienia, połykania, jedzenia – to ogromny wstrząs dla chorego, który musi się z tym zmierzyć. Nasi chorzy stają przed pytaniami typu: jak ja będę oddychać, jak ja będę jeść, jak ja będę mówić, jak będę połykać. Mówimy o nowotworach, które w ogromny sposób wpływają na takie normalne, codzienne funkcjonowanie.
W takim razie rodzi się pytanie czy może – ponieważ leczenie najczęściej wiąże się z okaleczeniem pacjenta – kluczem do sukcesu nie jest maksymalna indywidualizacja leczenia niemożliwa do osiągnięcia w dużych ośrodkach takich jak Centra Onkologii?
Znowu nie chcę porównywać. Pamiętajmy, że pacjent ma prawo wyboru placówki w której się będzie leczył. Poza tym leczenie onkologiczne jest wieloetapowe i dla wielu osób ważne jest, by te wszystkie etapy: operację, radioterapię, chemioterapię, przejść w jednym miejscu. Problemem jest to, że w dużych ośrodkach są również duże kolejki, które niewątpliwie rosną – od tego zaczęliśmy przecież naszą rozmowę. Ważne więc, żeby chorzy wiedzieli, że nie muszą czekać, bo są inne ośrodki, które także zajmują się leczeniem nowotworów głowy i szyi, a gdzie mogą zostać przyjęci niemalże z dnia na dzień. W wielu krajach europejskich leczeniem tych nowotworów zajmują się oddziały laryngologiczne.
Warto też pamiętać, że podstawą przy nowotworach głowy i szyi jest wytłumaczenie choremu co go czeka po rozpoczęciu leczenia, czego może się spodziewać po operacji. Dobrze, by osoba z nowotworem głowy bądź szyi wybrała taką placówkę, w której się po prostu dobrze czuje, czy miejsce w którym pracuje lekarz, z którym ma dobry kontakt. Tu najważniejsze jest samopoczucie pacjenta oraz dobra komunikacja. Każdy reaguje przecież inaczej, a akurat raka głowy lub szyi po prostu widać i naprawdę ciężko jest ukryć, że się jest w trakcie leczenia.
Jednak lekarze podkreślają, że wciąż pacjenci zgłaszają się za późno…
To prawda. Pacjenci zgłaszają się do nas w coraz bardziej zaawansowanych stadiach choroby. Zastanawiające, że często są to osoby o których trudno powiedzieć, że są zaniedbane. Nie wiem z czego to wynika, dlaczego chorzy odwlekają moment rozpoczęcia leczenia i zgłaszają się w III czy IV stadium raka, kiedy jest już naprawdę źle. Chociaż warto powiedzieć, że nie jest to nasza polska przypadłość – mam na myśli przykład Val Kilmera, aktora znanego chociażby z roli Batmana, który zaczął leczyć raka gardła dopiero wtedy, gdy zaczął mieć ostre krwotoki z jamy ustnej, takie, że dosłownie zalewał się krwią. To oznaka bardzo zaawansowanego stadium choroby, kiedy medycyna już naprawdę niewiele jest w stanie zaoferować choremu. Z drugiej strony mamy bardzo wysoką skuteczność w wyleczeniu pacjentów, którzy zgłaszają się we wczesnym stadium choroby. To dlatego tak ważny jest odpowiedni screening.
Jak Pan ocenia możliwości i efekty leczenia nowotworów głowy i szyi w Polsce na tle innych krajów europejskich?
Możemy nie mieć kompleksów. I mówię to z własnego doświadczenia pobytów w kilku ośrodkach – naprawdę nie mamy się czego wstydzić. I to zarówno jeśli chodzi o możliwości leczenia, jak i metody. Nie mam czego kolegom z Europy zazdrościć jeśli chodzi np. o wyposażenie sali operacyjnej, bo pracujemy na takim samym sprzęcie.
Jednak wyniki leczenia nie są takie same. Odstajemy tu od reszty Europy – średnio mamy o 30 proc. gorsze wyniki leczenia.
To chyba jednak bardziej efekt organizacji. Widziałem centrum onkologii w Holandii – jego wielkość jest porównywalna z tym na warszawskim Ursynowie. Jednak tam nie ma ani kolejek, ani tłumów pacjentów tak jak u nas, mimo, że Holendrzy centrum onkologii mają jedno. Na cały kraj.
Czyli mamy zły system ochrony zdrowia…
Nie wiem – Pani jest pacjentką. Długo Pani czekała na rozpoczęcie leczenia? Na operację?
Nie, ale myślę, że ja miałam dużo szczęścia. Poza tym ja się umiem po systemie poruszać i umiem „się rozpychać łokciami”.
To znaczy, że nie mamy systemu, bo ten powinien być nastawiony na pomoc osobom najsłabszym. Takim, które nie potrafią, czy też nie mają siły się „rozpychać.